Największe działo wszechczasów, stalowe monstrumAdolf Hitler już w połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku posiadał sprecyzowaną wizję wojny, jaką chciał rozpętać. Na główną ofiarę Niemiec przewidziany był Związek Sowiecki. Jego ogromne obszary, aż do gór Uralu, powinny stać się dla Niemiec nową „przestrzenią życiową”, a podbici Rosjanie – niewolnikami, potrzebnymi do zagospodarowania tej przestrzeni.
Pierwszym napadniętym, miała być jednak Francja. Francja musiała być rozbita zanim nastąpi atak na Związek Sowiecki, aby nie mogła utworzyć drugiego frontu za plecami Niemców zaangażowanych w wojnę na wschodzie. Chcąc dobrać się do Francji, należało sforsować tak zwaną Linię Maginota, liczący sobie 450 kilometrów długości pas potężnych umocnień żelbetowych, zbudowanych przez Francuzów na granicy pomiędzy Francją, a Niemcami i Luksemburgiem. Umocnienia te, naszpikowane bronią maszynową i artylerią, posiadały ściany i stropy wykonane z żelbetu grubego na trzy i pół metra. Nigdzie na świecie nie było broni mogącej uporać się z taką masą betonu. Adolf Hitler zwrócił się do zakładów Kruppa o wykonanie działa mogącego skruszyć bunkry Linii Maginota. Zaraz też, bo już w roku 1935 rozpoczęto próby i obliczenia. Czym rozbić linię Maginota Założenia, jakie sobie postawiła grupa konstruktorów pod przewodnictwem doktora Ericha MĂźllera, dotyczyły działa o donośności od 35 do 45 kilometrów, które byłoby w stanie przestrzelić swym pociskiem żelbetonową ścianę grubości 7 metrów, lub płytę stalową grubości 1metra. Obliczenia wykazały, że działo powinno mieć kaliber 800 milimetrów, czyli 80 centymetrów! Działo byłoby tak ciężkie, że zdolne do przemieszczania się jedynie po torze kolejowym. W marcu 1936 rozpoczęto prace projektowe nowego działa, nazwanego Maginot Linien Bezwinger, czyli Pogromca Linii Maginota. Za rok powstał już gotowy projekt. Rozpoczęto budowę i zaraz posypały się kłopoty. Głównie techniczne, związane choćby z brakiem odpowiednio wytrzymałych stali, czy problemami z odkuciem monstrualnej lufy, która postawiona na sztorc, miała wysokość 10 piętrowej „wieloetażki”. W międzyczasie wybuchła wojna. Matejko i Lewiński Polska nie przyjęła oferty niemieckiej przyjaźni i wspólnego z Niemcami marszu na Moskwę. Wolała przyjąć tak zwane gwarancje brytyjskie, jakie jej zaoferował rząd Wielkiej Brytanii, więc Adolf Hitler, wściekły jak cholera, musiał na gwałt zmieniać plan wojny światowej, zaczynając atak nie od Francji, a od Polski. Po rozbiciu Polski, na podbitych terenach Niemcy wieszali wszędzie taki sam plakat, na którym ranny polski żołnierz wymownym gestem pokazuje odwracającemu się tyłem Chamberlainowi – premierowi Wielkiej Brytanii, stosy trupów i palące się domy. Ironia losu sprawiła, że autor plakatu nazywał się Matejko! Theo Matejko. - Anglio! Twoje dzieło! – krzyczał do Chamberlaina polski żołnierz. Dla Polaków miała to być groźba. - Nie chcieliście z nami, to teraz zobaczycie! Przyszła kampania francuska, a superarmata wciąż jeszcze nie była gotowa. Okazało się, że nawet nie była potrzebna. Jeden z najzdolniejszych niemieckich generałów Erich von Manstain wykazał, że Linia Maginota jest właściwie papierowym tygrysem. W oparciu o jego plan, Niemcy obeszli Linię Maginota poprzez terytorium Belgii. Po tym manewrze Linia Maginota została po prostu wyśmiana! Jako ciekawostkę podam Państwu, że generał von Manstein tak naprawdę nazywał się Lewiński. Zmieniono mu nazwisko po tym, kiedy w wieku dziecięcym został adoptowany przez swojego wuja. Pochodził, jak się przypuszcza ze zniemczonej rodziny polskiej. Szczęście Adolfa Superdziało zostało ukończone dopiero w roku 1942! Właściciel firmy Gustav Krupp uroczyście ofiarował je Adolfowi Hitlerowi. Uszczęśliwiony Adolf, uroczyście nazwał działo imieniem darczyńcy, czyli Gustav. Schwerer Gustav właściwie, czyli Ciężki Gustaw, jako że było już działo nazwane Długi Gustaw. Jednak żołnierze niemieccy, tknięci jakimś natchnieniem, wszyscy jak jeden mąż, nazwali działo Dora, czyli Dorota. Dora przyjęła się wszędzie, zaś Gustav pętał się tylko tu i tam w oficjalnych dokumentach. Jeszcze rok wcześniej, gotowe już działo zostało poddane próbom na terenie poligonu RĂźgenwalde, czyli obecnego polskiego Darłowa oraz poligonu w Hillesleben w okręgu berlińskim. Po powrocie z inspekcji na terenie tego poligonu i po obserwacji, stojącego tam działa, generał Franz Halder Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Rzeszy, zapisał w swych pamiętnikach, że brak mu wyobraźni, do czego można strzelać z tak potwornego monstrum, jakim okazała się Dora. Monstrum Jakoż, było to monstrum. Do poruszania się potrzebowało czterech torów kolejowych, piekielnie trudnych do wykonania, bo wszystkie musiały mieć jednakową wysokość na całym swym przebiegu, a dokładność wykonania liczona była w milimetrach. Dwa tory wewnętrzne były przeznaczone tylko dla działa, a dwa pozostałe, zewnętrzne, dla dwóch dźwigów kolejowych, sprzęgniętych na stałe z działem, bez pomocy których działa nie można było zmontować i rozmontować. Montaż działa (i odpowiednio, demontaż) trwał 6 tygodni i wymagał zatrudnienia 1400 ludzi. Zaplecze techniczne, obsługa, ochrona naziemna i lotnicza angażowały w sumie 5000 ludzi. W skład tego wchodzili: 500 artylerzystów, robotnicy przymusowi, robotnicy organizacji Todta, batalion ochrony, elementy batalionu transportowego, pułk artylerii przeciwlotniczej, jednostka zwiadu lotniczego, komendantura, piekarnia polowa, kompania maskująca, oddział poczty polowej i dwa domy publiczne każdy po 20 pensjonariuszek. Samo działo na stanowisku bojowym ważyło 350 ton. Tylko, że ono nigdy nie mogło stać samo. Działo wraz z lawetą, platformami i dźwigami ważyło 1350 ton. Długość podwozia działa wynosiła 43 metry. Szerokość 7,1 metra. Wysokość 12 metrów. Kaliber lufy 802 milimetry. Długość lufy 32,48 metra. Dora strzelała dwoma rodzajami pocisków. Pocisk burzący o masie 4,8 tony miał prędkość początkową 820 m/sek i donośność 47 kilometrów. Pocisk przeciwbetonowy o masie 7,1 tony (tyle ważyły lekkie czołgi!!) miał prędkość początkową 710 m/sek i donośność 38 kilometrów. Pociski przywożono pod działo koleją, każdy w osobnym wagonie i ładowano nimi działo przy pomocy specjalnego dźwigu. Szybkostrzelność olbrzyma nie była wysoka. Skomplikowana procedura ładowania powodowała, że pociskiem 7 tonowym można było oddać dwa, a pociskiem 4,8 tonowym trzy strzały na godzinę. Za to siła przebijalności była zdumiewająca. Dora przebijała stalową płytę grubości 1 metra, żelbet o grubości 8 metrów i pokłady ziemi grubości 32 metrów. Dora jedzie na Krym Dora, początkowo szykowana była na rozbijanie Linii Maginota. Ale gdy ją w końcu zmontowano, Linia Maginota przestała stwarzać jakikolwiek problem. Dowództwo niemieckie naprawdę nie wiedziało, jakie cele przeznaczyć dla Dory. Początkowo planowano ustawić ją przeciwko twierdzy brytyjskiej w Gibraltarze. Nie zgodził się jednak na to dyktator Hiszpanii generał Franco. Dora musiałaby stanąć na ziemi hiszpańskiej, a tego generał sobie nie życzył. Drugi pomysł, aby ustawić Dorę nad brzegiem kanału La Manche, skąd mogłaby ostrzeliwać Wielką Brytanię, też upadł. Na terenie nadbrzeżnym Wielkiej Brytanii, będącym w zasięgu Dory, Anglicy nie mieli niczego cennego. Na tym terenie nie było celu godnego ostrzeliwania przez Dorę. Trochę z nieba, spadło dowództwu niemieckiemu oblężenie Sewastopola. Ta niezwykle silna rosyjska twierdza na Krymie nie poddawała się niemieckim szturmom, bombardowaniom artyleryjskim i nalotom. Twierdza w Sewastopolu była ciekawym umocnieniem, zręcznie komponującym w sobie elementy żelbetonu i naturalnych skał. Obsadzona przez 106 tysięcy żołnierzy i 8 tysięcy marynarzy, broniła się bardzo skutecznie. Niewiele myśląc, posłano tam Dorę. Rozmontowano Dorę i załadowano ją na 100 wagonów kolejowych, tworząc z nich kilka długich pociągów. Zmontowano ją w odległości 25 kilometrów od Sewastopola. 5 czerwca 1942 roku Dora rozpoczęła ostrzał twierdzy. W sumie wystrzeliła 48 pocisków. Wszędzie, gdzie upadł pocisk Dory, powstawał w ziemi lej głębokości 30 metrów. Celny strzał W miejscu, gdzie teren twierdzy Sewastopol dotyka wybrzeża zatoki Siewiernaja, pod dnem tej zatoki, Rosjanie zbudowali podziemny i podwodny zarazem magazyn amunicji. Główny magazyn amunicji dla sewastopolskiej twierdzy. Dora zaczęła „wymacywać” ten magazyn, strzelając po wodach zatoki. To właśnie stało się później podstawą drwinek niektórych autorów, piszących o beznadziejnej celności Dory niemogącej jakoby trafić w forty twierdzy, a strzelającej po wodach zatoki, nawet 600 metrów od celu. Za dziewiątym strzałem, pocisk wagi 7 ton przeleciał jak przez dym przez 30 metrów morskiej wody w zatoce, przebił kilkanaście metrów morskiego dna, prawie trzymetrowy strop ze zbrojonego betonu i eksplodował wewnątrz głównego magazynu amunicyjnego twierdzy. To, co potem nastąpiło przypominało jakąś apokaliptyczną katastrofę. Siła wybuchu nagromadzonych pocisków rozniosła na strzępy najbliższe otoczenie magazynu. Forty, działa i ludzkie zwłoki fruwały w powietrzu. W jednej sekundzie Rosjanie zostali pozbawieni prawie całej amunicji. Ku podziwowi świata, bronili się jednak w gruzach twierdzy jeszcze przez kilka tygodni. Twierdza padła dopiero 3 lipca 1942 roku. Epilog Dorę zdemontowano i odesłano na poligon w Darłowie. Tam okazało się, że trzeba wymienić lufę potężnego działa. Obliczenia mówiły, że wymiana lufy powinna się odbyć po 100 wystrzałach armaty. Życie pokazało, że lufa ledwo wytrzymała niecałe 50 wystrzałów. Stal, z jakiej odkuwano lufę nie wytrzymywała potwornych ciśnień, jakie w niej panowały. Dodatkowo niezwykle agresywne spaliny, po każdym wystrzale korodowały przewód lufy w stopniu zaskakującym konstruktorów. W styczniu 1944 roku Dora już po remoncie, odesłana została na front pod Leningradem, ale nie dojechała do swojej stacji przeznaczenia. Ofensywa radziecka zmusiła ją do powrotu. Działo, wciąż w częściach, przewieziono do Grafenwohr. W ostatnich dniach III Rzeszy pociągi z częściami Dory musiały się rozjechać, bo części wielkiego działa znajdowano w bardzo różnych miejscach Niemiec. W kwietniu 1945 roku znaleziono części Dory w lesie koło Auerbach. Innym miejscem, gdzie znaleziono części Dory, były okolice Chemnitz. Żołnierze amerykańscy znaleźli dwa pociągi z częściami Dory na zapomnianych bocznicach kolejowych w Bawarii. Jest faktem, że nigdzie nie znaleziono całkowicie zmontowanej Dory. Nikt też nie próbował zmontować armaty z części, które się zachowały. Ukochane dziecko Adolfa Hitlera, jak niektórzy nazywali Dorę, odeszło z tego świata w ślad za człowiekiem, dzięki któremu powstało.
Szymon Kazimierski
Ukochane dziecko Adolfa Hitlera - Dora
Ukochane dziecko Adolfa Hitlera - Dora
Człowiek zniesie wszystko prócz jajka.
.............................................................
www.rawelin.org
www.facebook.com/dariusz.krzysztalowski/
.............................................................
www.rawelin.org
www.facebook.com/dariusz.krzysztalowski/