B 24 Liberator w Gorcach

Czyli wszystko co interesujące
Awatar użytkownika
lipton
Ekspert
Posty: 2572
Rejestracja: 2008-12-29, 16:17
Lokalizacja: Nova Sandecz

B 24 Liberator w Gorcach

Post autor: lipton »

Fotki z niedzielnego spaceru. Przepraszam za datę na zdjęciach, korzystałem z przypadkowego sprzętu.
Załączniki
lib 6.jpg
lib 6.jpg (91.25 KiB) Przejrzano 5754 razy
lib 5.jpg
lib 5.jpg (83.64 KiB) Przejrzano 5754 razy
lib 4.jpg
lib 4.jpg (86.01 KiB) Przejrzano 5754 razy
lib 3.jpg
lib 3.jpg (72.58 KiB) Przejrzano 5754 razy
lib 1.jpg
lib 1.jpg (82.82 KiB) Przejrzano 5754 razy
lib.jpg
lib.jpg (91.17 KiB) Przejrzano 5754 razy
libe.jpg
libe.jpg (81.86 KiB) Przejrzano 5754 razy
Polka na erkaem i granaty... Orkiestra tusz!
Awatar użytkownika
lipton
Ekspert
Posty: 2572
Rejestracja: 2008-12-29, 16:17
Lokalizacja: Nova Sandecz

Post autor: lipton »

Poniżej treść posta znalezionego na Forum Odkrywca, napisany (zredagowany) przez ms dnia 5 sierpnia 2005 roku (http://www.odkrywca-online.com/pokaz_wa ... ?id=208450).

"Płonące bombowce nad Podhalem"

Od kilkudziesięciu lat historycy i pasjonaci szukają na Podhalu wraków radzieckich, niemieckich, amerykańskich i polskich samolotów z II wojny światowej. Z zaskakującym skutkiem.
Zaczęło się od Liberatora. Najbardziej ekscytujący w życiu każdego badacza historii jest moment, kiedy trafia na ślad pierwszego w życiu odkrycia. Tak było 23 lata temu, gdy młody adiunkt Politechniki Krakowskiej Krzysztof Wielgus wraz z kolegą Stanisławem Bednarzem dotarł po długich poszukiwaniach do strefy zero - miejsca katastrofy amerykańskiego bombowca B-24 Liberator. "Zaczęło się od opowieści, zasłyszanych od turystów, przewodników i... grzybiarzy, chodzących po Gorcach. (...) Hasło: gdzieś tam w Gorcach leży samolot, pobudzało wyobraźnię; wydawało się, że gdzieś w dzikich leśnych ostępach, przerośnięty paprociami, czeka na swego odkrywcę tajemniczy wrak maszyny z drugiej wojny światowej - tak początek swojej przygody z wrakami samolotów wspominał w książce "Liberator w Gorcach" Krzysztof Wielgus. Zaczęli od rozmów z mieszkańcami. Ci wskazali im Jana Masiarczyka, mieszkańca Jaszczego, położonego wysoko w górach osiedla. Po dotarciu na miejsce badacze znaleźli... istne muzeum Liberatora - dziesiątki części pochodzących z rozbitej maszyny. 18 września 1983 roku, w ciągle padającym deszczu, historycy rozpoczęli poszukiwania miejsca katastrofy, kierując się informacjami otrzymanymi od mieszkańców Ochotnicy. Po kilku godzinach poszukiwań, w potoku Jaszcze, około dwa kilometry od ostatnich zabudowań, w rezerwacie ścisłym Gorczańskiego Parku Narodowego, znaleziono kolejne szczątki samolotu, a następnie punkt zero i kadłub - miejsce katastrofy.
\Dowódca został w kokpicie. Cofnijmy się jednak 60 lat. W słoneczne popołudnie 18 grudnia 1944 roku nad przyprószone śniegiem szczyty Gorców nadleciał z warkotem B-24 Liberator - amerykański bombowiec dalekiego zasięgu o imieniu własnym "California Rocket", z dziesięcioosobową załogą na pokładzie. Samolot leciał w ogromnej formacji ponad 400 bombowców, które wczesnym rankiem wystartowały z baz położonych na nizinach Apulii we Włoszech. Ich celem były zakłady chemiczne IG-Farben w Oświęcimiu produkujące paliwo syntetyczne dla hitlerowskiej machiny wojennej. Po drodze bombowce zostały zaatakowane przez zgrupowania artylerii przeciwlotniczej oraz eskadry myśliwców niemieckich, węgierskich i słowackich. Pomimo poważnych uszkodzeń załoga "California Rocket" kontynuowała lot nad Polskę. Por. pil. William Beinbrink, dowódca bombowca, wiedział, że uszkodzony samolot nie dotrze do celu. Ze zbiornika ciekł olej, kolejne silniki odmawiały posłuszeństwa. Decyzja była szybka: odbić na tereny zajęte przez Armię Czerwoną i ratować się przed katastrofą. Amerykanie szerokim łukiem ominęli zajęty przez Niemców Kraków i skierowali się na Gorce. W okolicach Łącka atak na samotnego Liberatora przypuściły trzy niemieckie myśliwce. Nie padł jednak ani jeden strzał. Okupanci albo nie mieli amunicji, albo ją oszczędzali widząc, że sekundy dzielą płonący samolot od roztrzaskania się na stokach gór. Zanim ciągnący za sobą ogon kłębiącego się dymu bombowiec zanurzył się z leśnej gęstwinie, kosząc prawie 2 hektary lasu, i znikł z nieba, załoga zdążyła się uratować, wyskakując na spadochronach nad pasmem Lubania, Runka i Kiczory. Po chwili, w rejonie przełęczy Pańska Przechybka, ciszę rozdał głuchy huk. Ostatni z członków załogi wyskakując z samolotu widział, jak dowódca wraca do kokpitu. Do dziś pozostaje tajemnicą, dlaczego nie skoczył z innymi. Jeszcze tego samego dnia do Amerykanów dotarli partyzanci z IV Batalionu Nowy Targ 1 Pułku Strzelców Podhalańskich, stacjonującego na "Skałce", w górach nad Ochotnicą i współpracujący z nimi mieszkańcy. Schronienia udzielali im aż do nadejścia Armii Czerwonej. Dokładnie 50 lat później, 18 grudnia 1994 roku, amerykańscy lotnicy z "Liberatora" - por. Spenser Felt, por. Thaddeus A. Delejewski i por. Edward S. Sichem - spotkali się w Ochotnicy z wybawicielami - polskimi partyzantami i mieszkańcami Ochotnicy, którzy opiekowali się nimi tuż po katastrofie. Wspólnie odsłonili pomnik upamiętniający tę katastrofę.
Gorczańskie cienie
To właśnie odnalezienie Liberatora dało początek serii kolejnych odkryć miejsc lotniczych katastrof w Gorcach i na Podhalu. Przez wiele lat historycy i pasjonaci z różnym skutkiem, po omacku, szukali w górskich terenach wraków samolotów z II wojny światowej. Dopiero podpisanie porozumienia w 2003 roku między Komisją Historii Wojskowości nowotarskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego a Gorczańskim Parkiem Narodowym rozpoczęło oficjalne naukowe badania lotniczych katastrof w Gorcach pod nazwą "Gorczańskie cienie". Niedługo potem historycy, zainspirowani tragedią Liberatora, ruszyli tropem wiejskich opowieści o rozbitych samolotach w Gorce i podhalańskie lasy. Po Liberatorze przyszła kolej na następne wielkie lotnicze odkrycie w Gorcach. Jest rok 1945. Radziecki bombowiec Ił -2, z dwuosobową załogą na pokładzie, bombarduje zgrupowanie niemieckie w rejonie Gronkowa. Niemcy odpierają atak. Uszkodzony samolot ucieka w Gorce. Tam rozbija się w okolicach Turbacza. Po prawie 60 latach od tragedii na poszukiwania wraku bombowca ruszają historycy. - Odnalezieni świadkowie twierdzą, iż widzieli jak z uszkodzonej maszyny odrywały się sylwetki lotników, ratujących się skokiem ze spadochronem. Inni, którzy byli w miejscu katastrofy, twierdzą z kolei, iż widzieli ludzkie szczątki porozrzucane na dużej przestrzeni - opowiada Robert Kowalski, prezes nowotarskiego oddziału PTH, uczestnik wyprawy, która odnalazła szczątki bombowca. - Wrak sowieckiej maszyny znajduje się w bardzo trudnym i niedostępnym terenie - tłumaczy dr Krzysztof Wielgus, kierownik wyprawy. - Niedawno udało się jednak precyzyjnie odnaleźć i oznaczyć tzw. strefę zero - miejsce, w którym samolot zderzył się z ziemią. Przeprowadziliśmy sondażowe badania archeologiczne. W ich wyniku udało się odnaleźć i zidentyfikować części kokpitu, elementy silników, akumulatora i instalacji elektrycznej. - Znalezienie wraku bombowca nie było łatwe - przyznaje Robert Kowalski. - Gorce są olbrzymie. Cały dzień szczelnie przeczesywaliśmy las w rejonie Turbacza. Pomogli nam pracownicy Gorczańskiego Parku Narodowego i leśniczy. To świeża sprawa. Badania trwają. Chcemy znaleźć tablicę z numerami samolotu, żeby dowiedzieć się, z której jednostki pochodził. Tu wciąż jest wiele niewiadomych - dodaje.
Bitwa o paliwo
Dotychczasowe odkrycia to tylko wierzchołek góry lodowej. Nadal nieznane są miejsca katastrof kolejnych trzech maszyn. Na terenie Gorców spoczywają najprawdopodobniej szczątki m.in. sowieckiego samolotu Po-2, kolejnego Iła 2, oraz niemieckiej maszyny transportowej lub bombowej. - Okazuje się, że podobnych, zestrzelonych nad Polską amerykańskich maszyn było około 200. Odkrycie w gorczańskim lesie Liberatora przyczyniło się do przypomnienia wielkiej i nieznanej karty historii powietrznej bitwy o paliwo toczonej nad terenem okupowanej Polski latem i jesienią 1944 roku. Wyniki poszukiwań śladów lotniczych nazywanych dziś "lotniczą archeologią", przedstawiono po raz pierwszy w Polsce podczas konferencji naukowej zorganizowanej w Nowym Targu w roku 2003 - mówi dr Krzysztof Wielgus, pracownik naukowy Politechniki Krakowskiej i członek Polskiego Towarzystwa Historycznego. Gorce to jednak tylko fragment historii lotniczych katastrof na Podhalu w czasie II wojny światowej. W ziemi spoczywają szczątki zarówno wojskowych jak i cywilnych maszyn.
Ślicznotka z Memphis
Do 2003 roku białą plamą na mapie lotniczych śladów była miejscowość Koniówka koło Czarnego Dunajca. Mało kto wcześniej wiedział, że w tym miejscu, 13 września 1944 roku, rozbił się B17 - "Latająca forteca" znana z amerykańskiego filmu wojennego "Ślicznotka z Memphis". To był czarny dzień dla aliantów prowadzących w tym czasie zmasowane ataki bombowe na rafinerie ropy i przemysł petrochemiczny w południowej Polsce. 15 Armia Powietrzna USA straciła tego dnia 24 samoloty. Podczas ataku załoga por. Evereta J. Robsona dostała się w zmasowany ogień artylerii przeciwlotniczej. Gęsto wybuchające pociski uszkodziły B-17. Uszkodzony samolot odłączył się od formacji. W rejonie Babiej Góry samolot dostrzegły niemieckie myśliwce. Zwinne messerschmitty ostrzeliwały "Fortecę" to z prawej, to z lewej strony. Dowódca, nie widząc szans na ratunek, rozkazał ewakuację załogi na spadochronach. Pięciu pilotów trafiło na Podhale wprost w ręce Niemców, pięciu pozostałych na teren Republiki Słowackiej. Tymi ostatnimi zaopiekowali się tutejsi Polacy. Pierwszego z lotników dostrzegł miejscowy góral, który widząc nadchodzący patrol niemiecki, ukrył go pod świeżo ściętą koniczyną. Następnie załadował go na wóz, przewiózł i ukrył w swojej stodole. W podobny sposób, ukryci w sianie, trafili do wsi pozostali lotnicy. Wkrótce przeprowadzeni zostali przez granicę do kwatery partyzantów na Starych Wierchach. Stamtąd wraz z oddziałem dotarli do Ochotnicy, gdzie w grudniu 1944 r. spotkali się z rodakami z Liberatora. Wrak samolotu przejęli Niemcy, bowiem miejsce, gdzie doszło do katastrofy, było łatwo dostępne, w pobliżu centrum wsi Koniówki, przy nasypie kolejowym. Nowotarskim historykom z Komisji Wojskowości udało się jednak odnaleźć u tutejszych gospodarzy wiele części z samolotu. - Miejscowi górale zrobili z nich przedmioty codziennego użytku - opowiada Robert Kowalski. - Z jednego z małych silników samolotu zrobili prądnicę, z aluminium odlewali łyżki i krzyżyki, kobiety szyły sobie bluzeczki ze spadochronów. A spodnie jednego z lotników, które zachowały się do dziś, przez lata używane były przez miejscowych kolędników, jako... strój turonia.
Na historycznym szlaku
- Poszukiwania śladów lotniczych katastrof to wcale nie sztuka dla sztuki, jak niektórzy mogą sądzić - mówi Robert Kowalski. - Mają jeden główny cel: przybliżyć ludziom znane tylko nielicznym fascynujące historie lotnictwa II wojny światowej, poprzez stworzenie szlaku turystycznego ze stałymi punktami ekspozycyjnymi. Zapowiedzią takich działań było wpisanie do strategii rozwoju województwa Małopolskiego Szlaku Historii Lotnictwa. Jego twórcy: Polskie Towarzystwo Historyczne, Gorczański Park Narodowy i Politechnika Krakowska planują, przy współpracy z lokalnymi samorządami, otworzyć punkty muzealne w Czarnej Górze, Nowym Targu, Koniówce i Orawce. Na "pierwszy ogień" poszedł ochotniczański Liberator. Kilka tygodni temu otwarto w Ochotnicy Dolnej pierwszą na Podhalu i w Gorcach placówkę muzealną, gromadzącą znaleziska i części maszyn spoczywające na tym obszarze. Muzeum wraz z towarzyszącą mu ścieżką przyrodniczo-historyczną prowadzącą do miejsca katastrofy amerykańskiego samolotu bombowego, jest równocześnie pierwszym punktem na trasie historycznego, podhalańskiego szlaku lotnictwa.
- W całej Europie Zachodniej bardzo dobrze rozwija się turystyka do miejsc związanych z historią lotnictwa. Ten trend dociera także do Polski - podkreśla prezes Kowalski..."

Ostatnie moje zdjęcie to tzw. Drzewo - świadek, rosnące w czasie katastrofy samolotu, prawdopodobnie poharatane przez spadający samolot
Polka na erkaem i granaty... Orkiestra tusz!
ODPOWIEDZ